Charyzmatyczna żerczyni i zarazem osoba głęboko naiwna, kierująca się emocjami, ofiara grubych wkrętów. W 2015 roku dała się wykorzystać manipulatorom z RW i wkręcić w rozłam w polskim rodzimowierstwie, rozpoczęty wiecem na przełęczy Tompadło w październiku 2014. Potrzebowski naczelnik Rodzimej Wiary rozpoczął wtedy działania interesie Rosji, gdzie najwyraźniej uznano że kontrola nad naszym ruchem przyda się do promocji neo-panslawizmu, jako nowej ideologii imperialnej. W ten sposób nasze niszowe środowisko znalazło się na pierwszej linii cyberwojny, zalane przez turbosłowian i rosyjskich trolli nawołujących do „jedności Słowian” (oczywiście pod przewodnictwem „największego słowiańskiego narodu”), a RW i Niklot stały się wylęgarniami neonaziolstwa na potrzeby odklejania Polski od UE i NATO.
Dla Leszy to wszystko były tylko jej prywatne porachunki z Kędzierskim-Ratomirem, podczas których najpierw ona doprowadziła do zawieszenia go we wszystkich oficjalnych funkcjach w RKP, a potem Mazur się zorientował, że Lesza będzie mu mniej posłuszna, więc odwiesił Kędzierskiego, a wywalił ją… Miała duży żal, więc przygarnęli ją „przyjaciele” z RW. Ma biedaczka naprawdę duży niefart do nieszczerych kutafonów!
RKP i reszta ruchu rodzimowierczego zawdzięcza Leszy całoroczny cykl obrzędowy. To ona zaczęła systematycznie prowadzić obrzędy w cztery największe święta roczne, a potem dołączając do tego kolejne pomniejsze, jak Welesowe i Dziady. Teraz pełny roczny cykl liturgiczny jest normą we wszystkich gromadach, ale to Lesza go zapoczątkowała i z wielkim zaangażowaniem prowadziła większość obrzędów. Za to dostała od starego Mazura wielkiego kopa, jak wszyscy robiący coś sensownego dla RKP… (Mirko, Lesza, Gaius, Lewandowski, Pomorzak).
Poszła na swoje, zakładając nieformalne „Drzewo Przodków”, a mogła to zrobić łatwo gdyż mieszka w willi z ogrodem, gdzie jest miejsce na obrzędowy krąg. I ta łatwość okazała się zdradliwa, ponieważ kontakty ze światem zewnętrznym podczas organizacji świąt nie są dla Leszy przesadnie konieczne. Wystarczy jej grono przyjaciół. Zaczęła więc zamykać się w swoim ogródku i coraz bardziej tracić kontakt z rzeczywistością. Drugim poważnym problemem Leszy jest to, że nie ma ona przemyślanej własnej teoretycznej wizji rodzimowierstwa, zatem buja się luźno pomiędzy rekonstrukcją historyczną, popularyzacją etnografii, a zwykłym sekciarstwem. Z właściwym sobie brakiem orientacji co jest grane, wplątuje się teraz w komercyjno-polityczne projekty ROD-u i MiR-u Szymona Gilisa, który bezwstydnie współpracuje z neonazistami ze Swargi (Bartwicki) i Kołomiru (część RW). Jako współorganizatorka Stada nie wyciągnęła żadnych wniosków z faktu, że impreza ta została wyrzucana z Owidza z powodu brunatnych powiązań… Znów daje się wykorzystywać wrednym cwaniakom i spychać na społeczny margines.
Ale może jednak w końcu Lesza się ogarnie. Wypijmy za to. Sława!
(fot. Archiwum)