- Naturalność
Wiara rodzima jest religią naturalną, co oznacza, że nie potrzebuje żadnych źródeł pisanych. Nawet gdyby nie zachowały się jakiekolwiek informacje o przedchrześcijańskiej religii Słowian, do jej dalszego praktykowania wystarczy polskie środowisko naturalne i kulturalne, ponieważ to z niego wypływa religia rodzima. Bazą kultu rodzimowierczego nie są żadne „pisma objawione”, ale pierwotne doświadczenia metafizyczne, których można doświadczyć na terenie Polski oraz żyjąc w społeczeństwie polskim.
Pierwotnym doświadczeniem metafizycznym jest kontemplacja – obserwowanie zjawiska o dużym ładunku emocjonalnym, na przykład widok burzy z piorunami, widok matki karmiącej dziecko, widok lasu rozkwitającego na wiosnę lub majestatycznej góry Ślęży, widok grobów Bohaterów i pomników upamiętniających pola bitew.
Każde pierwotne doświadczenie metafizyczne wzbudza potrzebę odniesienia się do niego z religijną czcią i wyrażenia tej czci w jakiś sposób, co jest podstawą budowy kultu będącego wyrazem emocjonalnej więzi z rodzimą naturą, ojczystym etnosem i kulturą ludową. Religijna celebracja tej więzi z Przodkami i naturą jest istotą rodzimowierstwa.
Informacje historyczne pochodzące ze źródeł pisanych i wykopalisk archeologicznych są przydatne gdy chcemy oddać szacunek Przodkom i wzbogacić liturgię obrzędów, ale można się bez nich spokojnie obyć. Można przeżywać wiarę rodzimą całkowicie współcześnie, w nowy sposób, ale wynikający koniecznie z rodzimych doświadczeń przyrodniczych i kulturowych. To jest kwestia tożsamości, a nie dogmatyzmu. Neopogaństwo czerpiące z zewnętrznych wzorów kulturowych i ideowych z definicji nie będzie rodzimowierstwem. Tylko jakimś synkretyzmem, mniej lub bardziej niespójnym z naszą tradycją, do czasu aż przejdzie inkulturację i stanie się jej częścią. Warunkiem tej przemiany jest szacunek dla tradycji ziemi ojczystej. Szacunek duchowy najpierw, pokrewieństwo genetyczne na drugim miejscu. Najpierw memy, potem geny. Polskość jest duchowa.
Źródłem wiary rodzimej jest więc głęboka swojskość, pokłon oddany Bohaterom i Przodkom oraz wrażliwość na mistycyzm polskiej natury, a nie rekonstrukcja historyczna, nie przypadkowe i bałamutne zapiski średniowiecznych mnichów.
2. Źródła
Praktykując wiarę rodzimą chcemy jednak robić rzeczy możliwie zbliżone do tego co robili nasi przedchrześcijańscy Przodkowie. Więc co z tymi źródłami?
Przede wszystkim należy pamiętać, że wszystkie informacje pisemne pochodzą od chrześcijańskich lub arabskich autorów i pisane były często kilkaset lat po fakcie, są więc bałamutne, nieścisłe, jawnie fałszywe, a na pewno mało życzliwe wobec „pogan”.
Pewną wartość mają relacje z pierwszej ręki, gdy autor opisuje co widział na własne oczy (Helmold, Prokopiusz z Cezarei), ale też są one obciążone różnicami kulturowymi, więc nie można ich brać dosłownie. Przykładem informacja Helmolda, że Słowianie wiecują w poniedziałki, ponieważ powiedziano mu „w dni księżycowe”, po niemiecku „montag”, czyli poniedziałek, gdy tymczasem chodziło o pełnię, bo tylko tak mogli ustalić dzień ludzie, którzy nie mieli kalendarza.
Do tego dochodzą zwyczajne fałszywki jak relacja Ibn Jakuba o puszczających się Słowiankach, które mąż jakoby odsyłał jeśli były dziewicami, podczas gdy było wręcz odwrotnie, panna młoda musiała być dziewicą, gdyż inaczej mogła wnieść do rodu wylegańca, czyli dziecko spłodzone poza kręgiem domowego ogniska, które nie miało prawa dziedziczyć schedy po Przodkach. Podobne bzdury zawiera kronika Malalasa, jakoby bóg Swaróg ukrócił kobiecy nierząd i ustanowił małżeństwa monogamiczne, co jest chrześcijańską fałszywką propagandową.
Jedyny pożytek ze źródeł chrześcijańskich to zanotowanie imion Bogów i Bogiń, ale też trzeba brać pod uwagę, że imiona te mogą być pomieszane z przydomkami, tytułami i zdrobnieniami, plus postacie zmyślone. Żeby to zweryfikować należy spojrzeć na mapę i nazwy miejscowe. Przykładowo imię Mokosz pojawia się tylko w pismach ruskich, ale mamy Mokoszów koło Sandomierza, Makoszowy na Śląsku i Mokoszyn w Czechach, zatem możemy przyjąć, że Mokosz była bóstwem ogólnosłowiańskim, co potwierdza motyw Czarnej Bogini Ziemi w innych religiach indoeuropejskich. Podobnie potwierdzeniem istnienia bogini Łady jest rzeka Łada na Roztoczu, a nie kroniki Miechowity i Długosza.
Powszechnym słowiańskim i bałtyjskim zwyczajem było zwracanie się do Bogów zdrobnieniami, jak do członków rodziny, podkreślające ich bliskość. Przykładem żmudzińskie „bożyczku” do Perkunasa. Stąd do Swaroga można się było zwracać Swaroże, Swarożyczku, Swarożycu i niekoniecznie to ostatnie musiało oznaczać syna. Z etnografii i religioznawstwa porównawczego wiadomo, że synami Swaroga i Łady byli Lel i Polel, ale nigdzie nie nazywa się ich „Swarożycami”.
Pewnych rzeczy nie można jednak ustalić jednoznacznie np. czy Daćbóg to przydomek Swaroga, czy osobny bóg. Podobnie niejednoznaczny, imię czy tytuł?, jest Świętowit.
A więc całkowicie dopuszczalne jest że jedne gromady rodzimowiercze będą uważać tak, drugie inaczej i odpowiednio do swoich przekonań sprawować liturgię. Na tym polega niedogmatyczność wiary rodzimej, musi być jednak zachowana jej tożsamość i wewnętrzna logika.
Sytuacja najbardziej wiarygodna, kiedy kilka różnych źródeł mówi to samo istnieje tylko w jednym przypadku – Świętego Prawa Gościnności. Dlatego w „Gajownikach” uznajemy je za fundament rodzimowierstwa.
3. Kultura ludowa
Bazą obrzędowości wiary rodzimej jest polska kultura ludowa. Nie robimy nic nieznajomego, zaskakującego, co nie byłoby znane wcześniej z obyczajów polskiej wsi. My robimy to jednak bardziej serio, świadomie, a nie z tradycyjnego nawyku.
Cała sztuka przywracania pierwotnego znaczenia starym obrzędom ludowym polega na umiejętnym oczyszczeniu ich z naleciałości chrześcijańskich. Nie jest to sprawa łatwa. Wymaga dobrej znajomości etnologii i historii kultury. Musimy wiedzieć, które wątki są chrześcijańskie, a które nie. I to jest powód, dla którego tak bardzo przeszkadza w budowie rodzimowierstwa antykatolicki fanatyzm, ponieważ paradoksalnie sprzyja on zachowywaniu i przemycaniu do wiary rodzimej motywów których chcielibyśmy się z niej pozbyć. Antykatoliccy fanatycy są z reguły dogmatykami w iście katolickim stylu. To oni mają największą skłonność by notatki chrześcijańskich mnichów czytać i brać dosłownie, jak Pismo Święte…
Jak pozbywać się motywów chrześcijańskich najlepiej pokazać na konkretnym, niebanalnym przykładzie. Będzie to opowieść z cyklu Klechdy Polskie o młodej mężatce, której mąż nie kochał, bo „miał latawca”. Bohaterka, niekochana młoda żona wraca kiedyś późno do domu i zastaje męża śpiącego w łóżku z latawcem w postaci kobiety. Każda normalna baba w takich okolicznościach przyrody podniosłaby raban na pół powiatu, imała się kijanki, wałka, siekiery albo kołka z płotu i pokazała latawicy jednej co to znaczy cudzego chłopa bałamucić!
Tymczasem nasza bohaterka chodzi wokół śpiącej pary na paluszkach i jeszcze im pierzynę poprawia…
W pewnej chwili latawiec się budzi, wstaje i mówi bohaterce, że od tej pory mąż już będzie ją kochał, po czym odchodzi. I faktycznie mąż po obudzeniu zaczyna być miły. Jaki jest właściwy sens tej opowieści?
Klechda ta w postaci takiej jak ją spisano brzmi niedorzecznie ponieważ nastąpiło pomieszanie motywów przedchrześcijańskich i chrześcijańskich, powodujące fabularną niespójność.
Dlaczego bohaterka zastawszy swojego chłopa w łóżku z inną nie podniosła rabanu? Bo to nie była inna kobieta, tylko ona sama! Latawiec przybrał jej postać, żeby uwieść jej męża i sprawić by pokochał on bohaterkę (a nie tęsknił potem za inną, która zniknęła bez śladu).
W oryginalnej wersji opowieści niekochana młoda żona zwraca się o pomoc do Bogów, a oni zsyłają jej latawca. Względnie ona spotyka latawca pod postacią spadającej gwiazdy i wyraża życzenie by mąż ją pokochał, a latawiec spełnia to życzenie przybierając jej wygląd i w tej postaci uwodząc jej męża. Dlatego bohaterka latawcowi nie przeszkadza.
Chrystianizacja tej opowieści polegała na zmianie motywów działania bohaterki. Ona nie zawiera paktu z demonem, ani nie doświadcza opieki Bogów, ale zdobywa się na chrześcijańskie miłosierdzie i wybaczenie, darowując latawcowi życie, choć go mogła prześwięcić wodą święconą. W zamian za darowanie życia, latawiec zobowiązuje się więcej nie nachodzić jej męża. Jednak w schrystianizowanej wersji ta opowieść jest mało wiarygodna – baby nie zachowują się miłosiernie w takich sytuacjach, więc fabuła opowieści uległa wykoślawieniu, stała się niespójna i była opowiadana bez głębszego rozumienia.
Prawdziwy sens ma tylko wersja przedchrześcijańska – Bogowie nad nami czuwają, a z istotami demonicznymi można się porozumieć by zyskać ich pomoc. Być może latawiec po upadku z nieba został przez bohaterkę ugoszczony i nakarmiony, więc się odwdzięczył zgodnie za swoją naturą, dając jej miłość. Latawce są dobrymi demonami. Przesłanie dla mężczyzn jest takie, że miłość i szacunek do żony jest częścią Ładu, którego strzegą moce zaświatów.
Adaptacja każdego zwyczaju ludowego dla potrzeb wiary rodzimej wymaga podobnej analizy i eliminacji wtrętów chrześcijańskich.
4. Bogowie
Jak wierzyć w Bogów? Po pierwsze, trzeba zdać sobie sprawę, że w rodzimowierstwie nie ma tak ostrej opozycji wiara-ateizm jak w monoteizmie, nie ma albo-albo, przejście pomiędzy tymi skrajnościami jest płynne. Dla rodzimo-ateisty zatem, lub rodzimo-sceptyka/agnostyka Bogowie mogą być symbolami kulturowymi, częścią naszego dziedzictwa kulturowego, już przez sam ten fakt zasługującego na szacunek. Rodzimo-ateiści mogą więc być rodzimokulturowcami, szanującymi własną historię, tożsamość i pamięć Przodków – to wystarczy by mieli prawo stanąć w obrzędowym Kręgu. Rodzimokulturowość jest konieczną bazą rodzimowierstwa, które płynnie i naturalnie z rodzimokulturowości wynika. To jak głęboko ktoś się w tę relację zaangażuje jest jego prywatną sprawą i zależy to tylko od jego wewnętrznej duchowości, z której nikogo nie rozliczamy. Wystarczy, że ze szczerym szacunkiem chce stanąć z nami w Kręgu.
Nasi Bogowie, w przeciwieństwie do bliskowschodnich demonów pustyni nie mają kompleksu małego siusiaka i nie domagają się aby ktoś koniecznie w nich wierzył i oddawał im cześć, na dodatek wyłączną, pod rygorem zawiści, zazdrości i mściwości aż do siódmego pokolenia. Nasi Bogowie mają znacznie więcej godności i nie czują potrzeby namolnego ingerowania w czyjeś życie i duchowe rozterki. Mają swoje sprawy, którymi się zajmują i nie wpadają stres kiedy ludzie o nich zapomną, bo ludzka pamięć nie jest im do niczego potrzebna. Ponieważ Bogowie są potrzebni ludziom, a nie ludzie Bogom. Chyba, że mamy do czynienia z małostkowymi demonami, głodnymi czci, gotowymi się zniżyć do terroru, jeśli tej czci nie dostaną. Po tej małostkowości demony rozpoznajemy.
Bogowie Wysocy mają czas i cierpliwość, a przede wszystkim mają realną władzę nad nami. Jeśli bowiem uważanie ich za symbole kulturowe to za mało, możemy pójść krok dalej i przyjąć, że Bogowie są spersonifikowanymi formami przejawów rzeczywistości, które mają realny wpływ na nasze życie. Dlatego właśnie mamy Bogów i Boginie patronujące kluczowym przejawom naszej życiowej aktywności – walce, nauce, rodzicielstwu, pracy, twórczości, przychodzeniu i odchodzeniu. To są realne aspekty naszego życia, na których nam zależy i chcemy aby ktoś im sprzyjał, dlatego personifikujemy siły natury, które się za tymi sferami aktywności kryją. Możemy to robić symbolicznie, szanując tradycje kultury Przodków, albo z całkowitą wiarą w Bogów osobowych. Przejście, powtórzę jest stopniowe i płynne, zależne tylko od naszego duchowego zaangażowania, z którego inni ludzie nie mają prawa nas rozliczać, wchodząc z butami w nasze dusze. Liczy się szczery pokłon!
I nie przed „kawałkiem drewna”, jak szydzą z nas chrześcijanie padający na kolana przed pomalowaną deską, tylko przed tym co ów „kawałek drewna” symbolizuje i oznacza.
5. Nowoczesność
Rekonstrukcja historyczna, czy nowoczesność? Rodzimowierstwo zdecydowanie nie jest rekonstrukcją dawnych wierzeń, lecz nowoczesną religią współczesną. Owszem, przez szacunek do Przodków często ubieramy się w giezła na obrzędy i aby te giezła uszyć potrzebne są kontakty z rekonami, ale na towarzyskich znajomościach sprawa z reguły się kończy. W obrzędach jak najbardziej można uczestniczyć w strojach współczesnych, bywa że są to koszulki z nadrukami o symbolice rodzimokulturowej, zgodnej z obecną modą. Nie szata tworzy rodzimowiercę!
Często padają pytania, na ile dosłownie traktujemy zjawiska przyrodnicze uważane kiedyś za przejawy demonstracji bóstw np. burzę z piorunami? Owszem, wiemy już dość dokładnie skąd się biorą pioruny, ale nadal nie wiemy gdzie który z nich trafi… Tam gdzie pojawiają się zdarzenia przypadkowe, tam mamy podstawy podejrzewać, że Ktoś za tym przypadkiem stoi. Czy naprawdę Ktoś stoi, to kwestia wiary i nic się tu od czasów prasłowiańskich nie zmieniło.
Większe wyzwanie intelektualne stanowią zjawiska wyznaczające granice współczesnej wiedzy, tak samo jak kiedyś piorun był zjawiskiem granicznym dla ludzkiego pojmowania. Teraz tę rolę przejęły czarne dziury, ciemna materia i ciemna energia. Nie wiemy co to właściwie jest, więc możemy nadal, jak kiedyś domniemywać, że Ktoś się za tym kryje…
Tym bardziej, że posąg Świętowita ze Zbrucza, będący intencjonalnym wyobrażeniem całego wszechświata jest uderzająco zgodny z obrazem kosmosu według współczesnej fizyki. Jeśli przyjmiemy, że świat Bogów Górnych odpowiada ciemnej energii (nazywamy ją „ciemną” tylko dlatego, że jej nie widzimy), a świat Bogów Dolnych ciemną materią, to gdyby Weles na posągu zbruczańskim powstał z kolan proporcje wielkości poszczególnych poziomów wszechświata wtedy i dziś byłyby jednakowe, mimo upływu 1000 lat. I tu i tu świat ludzi (świecącej materii) to jakieś 5% całości. Tak genialnej intuicji Przodków nie można nazwać inaczej jak boskim objawieniem! I wypada zauważyć, że nawet chrześcijańska Biblia nie może się czymś podobnym poszczycić, ponieważ Biblia jeśli chodzi o naukę dostarcza samych fałszywych wiadomości (płaska Ziemia, kreacjonizm zamiast ewolucji i liczba Pi wynosząca 3,00 zamiast 3,14). Zatem która religia jest fałszywa…?
Wiara rodzima jest naprawdę zgodna z rozumem, którą to zgodność monoteizmy bezpodstawnie sobie uzurpują, np. zmuszając swoich wyznawców do uprawiania pokrętnej sofistyki, która ma dowieść, że jawna bezsilność aroganckiego demona pustyni wobec faktu istnienia zła jest jego wszechmocą i miłością… Według nas, świat jest obszarem nieustannego konfliktu Bogów, dążącego do równowagi w większej skali czasu i przestrzeni, ale nie chwilowo i lokalnie.
Dyskusyjna jest sprawa wróżb, które kiedyś zastępowały badania naukowe, zwłaszcza politologię i socjologię. Dziś mamy już znacznie doskonalsze narzędzia poznania, więc uprawianie wróżb mogłoby zostać li tylko pamiątką dawnych czasów. Możemy przyjąć, że tak jak na współczesną wojnę nie pójdziemy uzbrojeni w topory, włócznie i łuki, tak informacji o świecie nie będziemy czerpać ze zdarzeń przypadkowych, typu rzut monetą, ponieważ są lepsze metody zdobywania pewniejszej wiedzy. Należy więc z nich korzystać.
Wróżby jednak możemy dopasować do stanu współczesnej nauki za pomocą tzw. prawa serii (Downarowicza-Lacroix), według którego zdarzenia przypadkowe muszą układać się w serie lub zespoły zdarzeń synchronicznych, ale nie wiadomo kiedy i jak, więc mogą o tym decydować Bogowie. Jeżeli więc zauważymy pojawienie się jakichś serii zdarzeń podobnych lub korelacji zdarzeń różnego typu, możemy się w tym doszukiwać Znaku od Bogów. Jest to jednak wyższy poziom rozwoju naukowego niż proste wróżebne losowanie. Tu wiara rodzima podąża za postępem nauki.
Kolejną kwestią jest pojawianie się nowych dziedzin ludzkiej aktywności i obyczajów, którym powinny patronować zupełnie nowe bóstwa. Stąd propozycja bogini Jarowity – patronki przedłużonego panieństwa dla współczesnych kobiet. Muszą to być jednak propozycje zgodne z wewnętrzną logiką wiary rodzimej, zachowujące jej tożsamość i związek z naturą. Dlatego Jarowita wyłania się z tańca Żywii i Perperuny (patrz ilustracja tego artykułu), istnieje tylko w ruchu, kiedy ten taniec trwa, czyli od końca czerwca, gdy wiosenna zieleń spotyka się z letnim deszczem, do Plonów. Szukaj więcej w „Teologia wiary rodzimej”.
Ostatnia sprawa to uniwersalizacja religii Słowian na wzór greckiego hellenizmu (bo dlaczego mamy być gorsi?) i szukanie sposobów nadania Świętowitowi wymiaru bóstwa pan-kosmicznego, a nie tylko lokalnego. Ważną wskazówką od Bogów w tej mierze są wspomniane wyżej proporcje posągu ze Zbrucza.
A zatem nie musimy obawiać się konfrontacji z realiami XXI wieku, ponieważ intelektualną bazą rodzimowierstwa nie jest bynajmniej słoma wystająca z reko-łapci z łyka!
Rodzimowierstwo słowiańskie, czy polskie? Zdecydowanie polskie! Co prawda naszą bazą kulturową i duchową jest dziedzictwo całej Słowiańszczyzny oraz wcześniejszych kultur żyjących na tym terenie, które się ze Słowianami zasymilowały, jednak Polacy mają swoją specyficzną tradycję przedchrześcijańską, która powinna być stawiana na pierwszym miejscu.
Przykładem perskie terminy medyczne w języku polskim. Nie przypadkiem u nas jest „choroba”, a u wszystkich innych Słowian „bolieźń”, podobnie „gojenie”, które po polsku powinno brzmieć „zażywienie”, analogicznie do rosyjskiego „zażywlienije”. Z kolei „miecz”, „chleb” i „chlew” to są słowa gockie. Wisłę i Wisłok zaś nazwali nam Celtowie od słowa „whisky” – „woda”, ustanawiając ponadto wciąż aktualne miejsce kultu na Ślęży, które przejęliśmy z całym dobrodziejstwem inwentarza, tak jak Ręce Boga od kultury przeworskiej identyfikowanej z germańskimi Wandalami.
Nasze rodzime dziedzictwo pochodzi od pradawnych kultur megalitycznych – pucharów lejkowych i amfor kulistych (Wietrzychowice), od przedsłowiańskiej kultury pomorskiej i łużyckiej, od Germanów zasiedlających brzegi rzek, Celtów z dolin górskich i oczywiście naszych słowiańskich Przodków z głębi lasów i brzegów jezior i bagien.
Najwięcej jednak zawdzięczamy Sarmatom, którzy w V wieku nowej ery zaczęli nawracać się na zaratusztranizm i przybywali na nasze ziemie w towarzystwie kapłanów Zaratusztry, będących jednocześnie lekarzami. To oni zimując u nas i lecząc chorych rozpowszechnili w języku polskim perskie terminy medyczne, które wyparły słowa rodzime. Dzięki nim także w języku polskim pojawiły się słowa „pismo” i „pisarz”, pochodzące od perskiego „pajsati”. Gdybyśmy tę umiejętność przyjęli dopiero od chrześcijańskich misjonarzy to dziś zamiast „pisać” byśmy „skrybali” od łacińskiego „scribere”. Słowianie Wschodni, u których Sarmaci bywali tylko przejazdem i zawierali z nimi rozmaite traktaty i umowy, z perszczyzny wzięli pojęcie ładu prawnego „miru” („pokoju Mitry”), będącego synonimem „świata” od obszaru władzy Mitry.
Dziedzictwo zaratusztrańskie jest wciąż wyraźne w naszej liturgii (święty ogień) i mitologii (ontologiczny spór Peruna z Welesem). To misjonarze zaratusztrańscy wyplenili u nas zwyczaj „wysadzania starców”, czyli zabijania staruszków, zaprowadzając obyczaj opieki nad starymi rodzicami, zaskakujący dla chrześcijańskich misjonarzy, którzy także z tej samej przyczyny nie mogli Słowianom Zachodnim zarzucić zabijania nadliczbowych dziewczynek w rodzinie. To ta reforma zaratusztrańska religii Słowian, przeprowadzona z całych szacunkiem dla ich pierwotnych bogów, spowodowała że żony staniały i stały się dostępne dla każdego młodego człowieka, skutkiem czego nastąpiło gwałtowne rozmnożenie Słowian i ich ekspansja na południe i zachód Europy w VI wieku nowej ery.
Z uwagi na to nasze specyficzne dziedzictwo persko-zaratusztrańskie jesteśmy najpierw Polakami i Słowianami Zachodnimi, a dopiero potem Słowianami w ogólności. Zatem stawianie na pierwszym miejscu naszej słowiańskości przed polskością jest tworzeniem tzw. odwróconej tożsamości, będącej podstawą rosyjskiej propagandy imperialnej, czyli neo-panslawizmu, któremu „zawdzięczamy” Wielką Lechię i inne formy politycznego ogłupiania, zmierzające do ponownego uzależnienia nas od Rosji. Propagatorzy słowiańskości kosztem polskości są pożytecznymi idiotami Putina, manipulowanymi przez regularną rosyjską agenturę. Odwrócona tożsamość jest także podglebiem rasistowskiego volkizmu, na którym bazują pseudorodzimowiercze grupy neonazistowskie, także inspirowane przez rosyjską agenturę, ponieważ pleniący się w Polsce neonazizm politycznie izoluje nas od Zachodu, co też jest korzystne dla Kremla.
Volkizm właśnie mają na myśli ci, co wytykają nam, że Hitler też lubił pogaństwo. I niestety, często mylą volkizm z rodzimowierstwem początkujący wyznawcy wiary rodzimej. Cechą rozpoznawczą volkizmu jest gadanie o „wyższości białej rasy”, „separatyzmie rasowym” i „kryteriach etnicznych”. Kiedy volkizm łączony jest z panslawizmem możecie mieć 100% pewności, że taką grupę infiltruje rosyjska agentura. Charakterystyczne dla volkistowskiej subkultury jest przeprowadzanie obrzędów w ukryciu, w miejscach znanych tylko wtajemniczonym, stosowanie „door selection”, co łamie święte prawo gościnności i wyklucza z rodzimowierstwa.
Przez szacunek dla Dziadów i przelanej krwi Bohaterów winniśmy być zatem rodzimowiercami POLSKIMI! Nasza słowiańskość jest tak oczywista, że nie musi być akcentowana, zwłaszcza w obcym interesie.
7. Etyka
Najwyższą wartością w rodzimowierstwie jest odwaga i wynikająca z niej Sława. Nie miłość, jak chciałoby chrześcijaństwo lub arogancka współczesna lewica, mająca przede wszystkim na myśli miłość nieheteroseksualną, dla której oczekuje specjalnych przywilejów. Odwaga przede wszystkim! Spróbujcie bowiem kochać bez odwagi potrzebnej do ochrony tych, których kochacie i bez odwagi walki o sprawę, którą kochacie. Czy to byłaby miłość? Czy tchórzliwy, chwilowy kaprys można nazwać miłością?
Zbyt wielu ludzi nie umie kochać – robi to powierzchownie, przemijająco, jałowo, egoistycznie. Bo czegoś zabrakło… Odwagi by się zaangażować głębiej, by coś z siebie dać.
Odwaga zaś nie może być tania. Zatem to nie jest coś, co okazuje się w tłumie, zapewniającym bezpieczeństwo i anonimowość. Trzeba się więc wychylać! Sławy też nie można pogodzić z anonimowością. Sława nie wynika ze skutecznego unikania ryzyka. Trzeba zaryzykować, realnie i konkretnie, mieć coś do stracenia, i być może naprawdę coś stracić – Sława jest w zamian.
Czym zaś ryzykować? Życiem, zdrowiem, wolnością w dzisiejszych czasach ryzykuje się rzadko. Częściej majątkiem, popularnością, świętym spokojem. Jeżeli ktoś uważa, że można się nie wychylać, tylko pracowicie robić swoje w cichości i pokorze, to polecam protestantyzm, a nie wiarę rodzimą.
Słowianin idzie w bój! W pierwszym szeregu, prowadzony przez niewidzialnego Świętowita jadącego na białym koniu, osłanianego przez wyborowy hufiec świątynny. Ucieczka z pola bitwy jest odstąpieniem Boga, apostazją, tchórzostwem nie do zmazania. Dla tchórzy nie ma już żadnej drogi w świecie, ani w zaświatach. Dusza tchórza błąkać się będzie bez końca, snując wzdłuż każdej napotkanej granicy – miedzy, brzegu wody, skraju lasu, bowiem do przekraczania wszelkich granic potrzebna jest odwaga. Taka jest nasza tradycja! A jeśli odwaga jest dla kogoś zbyt trudna, są łatwiejsze religie oraz ideologie, gdzie mazgai głaszcze się po główkach…
Odwaga jest trudna. Nie można sobie zadeklarować „od teraz będę odważny/odważna”, tak się nie da. Strach jest zawsze i trzeba umieć go w sobie przełamać. Do pokonywania strachu niezbędna jest silna wola, którą trzeba wyćwiczyć, narzucając sobie dyscyplinę i zachowując ją. Ćwiczenia fizyczne, dieta, organizacja swojego planu zajęć, kończenie tego co się zaczęło – to jest niezbędny trening odwagi. Potem kiedy przychodzi lęk i strach są one jak swędzenie. Wystarczy chwilę wytrzymać, zdobyć się na stanowczy akt woli i po strachu.
Powtórzę, odwaga kosztuje! Okazując odwagę coś stracicie. W najlepszym razie ktoś was wyśmieje, odrzuci, wyszydzi – to najmniejsze z możliwych strat jakich można doznać. Ale jeśli już tylko to wystarczy byście się wycofali, zrezygnowali, stchórzyli, to czego szukacie w wierze rodzimej? Jak chcecie stanąć przed Przodkami i Bohaterami w Nawi?! Po prostu nie staniecie, bo nie wpuszczą was tam! Będziecie całą wieczność skuczeć na rozstajach, bo wybór drogi też wymaga odwagi decydowania.
Jeśli zaś wybierzecie odwagę, rechot gawiedzi przeminie jak plewy na wietrze. Zostanie Sława, dzięki której wrócicie znów na ten świat, gdyż Bogowie w nagrodę pozwolą się wam odrodzić, a ludzie wspominając waszą Sławę sprawią, że przypomnicie sobie kim byliście przed powtórnym narodzeniem i co macie tu do zrobienia…
Sława!
Brakuje punktu o stosunku rodzimowierców do innych religii rodzimowierczych i innych narodów.
Jak się ma polskie rodzimowierstwo np do czeskiego? A jak do węgierskiego? Jak wreszcie do niemieckiego? Czy typowa jest wrogość? Czy współpraca? I w jakim zakresie?
A czy ten posąg ze Zbrucza, z którego autor wyciąga tak daleko idące wnioski, nie jest przypadkiem XIX wiecznym fałszerstwem?
Nudzisz.